Subscribe:

Ads 468x60px

niedziela, 2 marca 2014

taki demotywujący post

Ojej... znowu nachodzą mnie myśli o au-pairowaniu :)
Od początku lutego jestem na stażu w siedlisku wszelkiego zła czyt. Urzędzie Skarbowym. OMG jak mnie to nudzi... zajmuje się obecnie wklepywaniem PIT-ów do systemu, a że nadszedł czas rozliczeń to pracy jest masakralnie dużo. Nie narzekam na to, bo mimo wszystko lubię sytuacje kiedy mam co robić. Trafiłam też do działu, w którym mimo że pracują starsze babki, to są one bardzo na luzie, sympatyczne i pomocne w każdej sprawie. Wszystko ładnie pięknie.... gdyby nie to, że 8 h pracy przy pitach jest tak mulące i nudne, że aż strach. Jednocześnie cały czas trzeba być skupionym żeby nie wklepać czegoś źle i poprawiać błędy matematyczne podatników... ehhh na szczęście można poprawiać jak się podatnik walnie o małą kwotę. Jak myślę o tym, że to już niedziela a jutro rano czeka mnie to samo i tak do piątku to wszystkiego się odechciewa. Abstrahując już od samej pracy, nie jestem typem urzędniczki... wiecie jak to jest wśród babek... popychanie plotek, pierdół itp., a także praca w tempie ślimaka winniczka. Ja po prostu nie potrafię gadać o niczym i tak z obcymi ludźmi i kiedy jest coś do zrobienia chciałabym się skupić na pracy. Więc mimo, że nie mam szans po stażu zostać na etat w urzędzie, to nawet jakbym miała taką okazję, to byłoby to dla mnie straszne i raczej nie chciałabym tam pracować... nie mogę wyobrazić sobie mijających lat i mnie wklepującej PITy do systemu... brrrrr. Co tu jednak robić kiedy pracy nie ma? a może jest tylko ja mam za małe kwalifikacje lub skończyłam zły kierunek studiów.
I tak znowu pojawia się myśl: Nie męcz się tutaj... jedź do USA... to Twoja ostatnia szansa. A w lipcu skończę 26 lat więc trzeba się spieszyć skoro tak. I nachodzi druga myśl: A może już niedługo znajdziesz pracę, usamodzielnisz się, wyprowadzisz na swoje... Po co pchać się do opieki nad dziećmi, do obcego domu nie wiadomo czy trafisz na rodzinkę taką jak we Włoszech... i tak w kółko.
Ehhh dodatkowo mam jeszcze problem, który może całkowicie uniemożliwić mi wyjazd gdziekolwiek za granicę, a już o Stanach nie będzie mowy całkiem :( Nie chcę jednak na ten temat tutaj pisać, bo wciąż wierzę, że musi być dobrze.
Pozdrawiam

2 komentarze:

  1. M, nie będę sprzedawać tutaj żadnych tanich tekstów 'będzie dobrze', ale napiszę Ci, co spotkało mnie i jak ważne jest by nie zwątpić w swoje marzenia.
    W grudniu zapisałam się do UP i po 3 dniach zadzwonili do mnie, że znaleźli mi staż w urzędzie miejskim. Co ciekawe, telefon zadzwonił, gdy bylam w Warszawie i mentalnie przygotowywałam się na rozmowę z konsulem w dniu kolejnym. Myślę sobie: no fajnie, ja tu o wizę walczę, a dzwonią do mnie z ofertą stażu i to nie byle jakiego! Jednak, wizę dostałam i nie było już powrotu.
    Wiedziałam, ze staz to opcja bezpieczna i która może rozpocząć jakąś tam karierę. Jednakże, wiedziałam, że jesli teraz nie zaryzykuję i nie wyjadę, to nigdy mi się nie uda. I wyjechałam.
    Jestem tutaj i mimo różnych problemów, to jestem szczęśliwa i zadowolona ze swojego wyboru.

    Mariolu, jesteś ambitną dziołszką i zrób to, co podpowiada Ci Twojego serducho. Jeśli chcesz zmian, to warto podjąć ryzyko.
    Ja w Ciebie wierzę, bez względu na to się zdecydujesz :)

    Powodzenia, głowa do góry!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki wielkie za Twoje wsparcie martowa! zazdroszczę Tobie i innym dziewczynom tego silnego postanowienia i wyjechania do Stanów. Z tego co czytam, to większość dziewczyn jest zadowolona i nie żałuje decyzji o wyjeździe.
    Jak tylko ułoży mi się pewna skomplikowana sprawa, która na razie blokuje mnie i jakiekolwiek decyzje, to jeszcze raz przemyślę na poważnie sprawę mojego wyjazdu.
    Pozdrawiam serdecznie i dzięki :)

    OdpowiedzUsuń

 
Blogger Templates