Subscribe:

Ads 468x60px

środa, 10 września 2014

Dziwna relacja...?

Czy po półtora tygodniu od przybycia do nowej rodzinki można się wypowiedzieć na jej temat?
Myślę, że tak... Być może nie będzie to jakaś dogłębna analiza, jednak ma się już pierwsze spostrzeżenia, odczucia, widzi się jak funkcjonuje dom no i na końcu zarysowuje się relacja między rodziną a au pair.
Pomyślałam więc, że skoro mam trochę czasu w przerwie mojej pracy, opiszę moje relacje i odczucia na temat rodziny, do której trafiłam.
Od czego by tu zacząć... może rzucę na pierwszy ogień relacje z hostką ;p
Pomyślałam o tym w pierwszej kolejności ponieważ zupełnie nie spodziewałam się tego, co tu zastałam. O co chodzi mi dokładnie? Naszą relację określić bym mogła jako typowa pracodawca-pracownik. Nie jestem na tym etapie w stanie stwierdzić czy to dobrze, czy źle. Plusem jest, że wszystko jest jasno określone, godziny, stawki za pracę ponad normę, np w weekendy czy więcej niż 3 razy/tydz. babysitting'i. Ponadto płatny urlop czy wolne bank holidays. Minusem jest brak "uczucia"- tej więzi. Gdy rodzina wychodzi na kolację/gdziekolwiek- robi to sama, nie za bardzo interesuje się tym jak się mam... pytania w stylu "how are you?", w domyśle "I don't really care" bardzo mnie irytują. Na pewno jest to zupełna odwrotność tego, do czego przywykłam będąc we Włoszech, gdzie czułam się traktowana jak rodzina. Wiem, że mentalność Brytyjczyków jest zupełnie inna niż nacji z południa Europy, a więc dlaczego tak mnie to dziwi... ?

Nie jestem pewna czy we wszystkich angielskich rodzinach tak to wygląda ale podam kilka przykładów dziwnego (w moim odczuciu) zachowania hostki.

Rodzina nigdy nie je wspólnych posiłków. Bez względu czy to jest śniadanie, lunch czy kolacja (oczywiście poza wyjściami do restauracji). Dla mnie jest to szok, zarówno w moim domu jak i we Włoszech, kiedy tylko była ku temu okazja jedliśmy wspólnie i była to świetna okazja do rozmowy, pożartowania, opowiedzenia sobie o wszystkim itd. Tutaj wszystko musi się odbyć szybko, a jedzenie to irytujący obowiązek, podczas którego najlepiej nie rozmawiać aby przeżyć to jak najszybciej.

Trzy razy w tygodniu (nie licząc weekendów) mam wieczorny babysitting ponieważ hostka wychodzi.... i w tym momencie mam problem z analizą tego, bo nie wiem czy wychodzi na kolację, czy ma to związek z jej pracą, a może obie opcje są poprawne (rozmawiając przed moim przyjazdem tutaj pisała mi że często wieczorem musi wyjść w sprawach służbowych, tylko po co tak się stroić w takim razie...) ;p

Większość produktów spożywczych w domu jest przystosowana do podgrzania albo w mikrofali albo w piekarniku (najbardziej zdziwił mnie ryż, który lekko się otwiera i wkłada na 2 minuty do mikrofali i gotowe). Oczywiście występują też produkty do normalnego gotowania jak makaron czy mięso.
Odnośnie produktów spożywczych, o co chodzi z tym, że wszystko musi być "organic"?!

iPhone to rzecz ważniejsza od wszystkiego. Kiedy dzwoni nie ważne co się dzieje, można ignorować wszystko i biec odebrać ten jakże ważny prawdopodobnie telefon.

Najdziwniejsze zachowanie odkryłam dziś rano. Kiedy nie można sobie poradzić z dziećmi należy stwierdzić mama się "wyłącza", wyjść i zamknąć drzwi... hmmm może dzieci same poukładają sprawy, choć bardziej prawdopodobne, że nie zrobią nic i dalej będą ignorować wszystko i wszystkich.
Nie chciałabym za bardzo krytykować i narzekać, chociaż gdy widzę metody wychowawcze hostki (a raczej ich brak) to ciężko mi na to patrzeć. Dzieciaki reagują tylko na polecenia krzyczane. Nienawidzę krzyczeć! a kiedy powtarzasz zdanie aby wykonały najprostszą czynność po raz n-ty, to w którymś momencie zaczynasz podnosić głos. Ja ogólnie nie za bardzo potrafię krzyczeć i kiedy zaczynam, po chwili łapie mnie okropny ból gardła i nie mogę mówić wcale (w tym momencie nie chodzi mi o krzyki w sylu HEJ! ale o całe zdania).

Może teraz przejdę do dzieciaków, które nie są takie złe jak mogłoby się wydawać choć potrafią wyprowadzić z równowagi :D
Z młodszym (7 lat) nie mam większych problemów, kiedy jesteśmy sami słucha się co do niego mówię i sam nadaje (o piłce nożnej) jak szalony, czasem gramy sobie w nogę właśnie :) Gorzej jest kiedy jest więcej osób, najgorzej kiedy jest z siostrą (lat 9), która uważa się za "dorosłą księżniczkę". Właśnie z nią mam największy problem ponieważ lekceważy prawie wszystko co powie i hostka i wszystko co powiem ja, ponadto często ignoruje mnie całkowicie (nie odpowiada na najprostsze pytania albo odpowiada pytaniem "czy to ma jakieś znaczenie?") Myślę o podobnym zachowaniu w stosunku do niej przez jakiś czas, choć nie wiem czy przez to jeszcze bardziej nie zamknie się w sobie....

Na razie to tyle z mojego całkiem normalnego życia w UK.
pozdrawiam M.

7 komentarze:

  1. O raaany, jakbym czytała swojego własnego posta 7 miesięcy temu :-)
    Miałam dokładnie takie same spostrzeżenia wobec rodzinki - myślałam, że coś serio nie-halo.
    A wiesz co się nagle okazuje po pół roku? (jezu, teraz to już 8 miesięcy!) Że nastąpił ten magiczny *click*, bo obie strony bardzo się zmieniły. Zżyliśmy się bardzo i porównując moje początku do tego, co jest teraz, to jest niebo, a ziemia. Jestem przeszczęśliwa ze swoją host rodzinką i im dłużej tym jestem, tym jest coraz lepiej.

    Zobaczysz, daj sobie trochę czasu by się z nimi zżyć - zaskoczysz się jak wiele może się zmienić na dobre :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeszcze tak na marginesie - moja 9latka nie pozwalała się w ogóle dotknąć / być w jednym pomieszczeniu ze mną przez pierwsze kilka miesięcy. Myślałam, że oszaleję. No i w pewnym momencie nastąpił przełom i teraz nawet swoje wolne chwile spędzam razem z nią :-)

      Usuń
    2. Ahhh dzięki ogromne, mam nadzieję, że masz rację :) sama po sobie też widzę, że z dnia na dzień jest lepiej, bo na początku to wszystko było szokiem i nie wiedziałam czy nie uciekać czasami.
      Powoli się chyba przyzwyczajam, tylko na razie nie mogę ogarnąć zachowania bardziej tych dorosłych niż dzieci...

      Usuń
  2. Chyba pod względem "humorków" właśnie chłopcy są bardziej grzeczni, aczkolwiek mam nadzieję, że dogadasz się z dizewczynką! :) Ja na cale szczęście będę miała pod opieką dwóch chłopaków i w sumie jestem z tego faktu zadowolona, chociaż zoabczymy jak to wyjdzie w praniu xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie też zauważyłam, że chłopcy są bardziej do ogarnięcia choć wcześniej się bałam, że będą bardziej wymagający i dlatego nie chciałam jechać do rodziny z samymi chłopcami... co może nie byłby jednak takie złe :)
      Myślę, że dogadam się w końcu z tą moją małą...
      Trzymam kciuki za Ciebie i Twoich chłopaków!

      Usuń
  3. Jeszcze więcej cierpliwości, niech mała się złamie. Właśnie po to jest au pair, żeby zastąpić matke, która w domu tylko bywa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat cierpliwość jest moją dosyć mocną stroną :D choć wszystko ma swoje granice :) podobno au-pairki przede mną też miały z małą problem... Nie będę jakoś specjalnie na nią naciskać, mamy czas w sumie.
      A to, że zastępujemy matkę, w UK sprawdza się chyba w prawie 100% rodzin, bo już rozmawiałam z kilkoma dziewczynami od których słyszałam, że to one bardziej wychowują...
      Dla mnie to było straszne zaskoczenie, bo we Włoszech moja host-mama bardzo starała się wychowywać dzieci i też bardzo mi się jej metody wychowawcze podobały, a była naprawdę zajętą kobietą, pracującą w szpitalu i miała prawo być zmęczona... ale to, co tutaj widzę to lepiej zostawić bez komentarza ;p

      Usuń

 
Blogger Templates